"don't walk away...in silence"

środa, 24 grudnia 2008

Wiadomo...

Ależ mnie męczą te święta. Nuda, nuda i obłuda.
Głodzić się cały dzień by potem narzekać na przejedzenie
(przecież nie wypada nie zjeść)...kurwa...przez tydzień nie zjemy tego żarcia a ludzie umierają z głodu i pragnienia. Cała ta farsa męczy mnie jak dwie matmy pod rząd a nawet bardziej. Najpierw stary dzwoni i jak zwykle pierdoli jakieś bajeczki + co tam u was + życzenia + pamiętajcie (schizofrenie ma czy co?). Przynajmniej nie ja z nim rozmawiałem. Później chodzenie w tym "uprzystajniającym" uniformie, który swym krojem ogranicza zakres mych ramion, by na końcu brać udział w teatrzyku pt. "Święta Bożego Narodzenia". Cholera...wychodzę z formy...jeszcze rok temu potrafiłem świetnie udawać zadowolenie itd, a teraz? Aż mi się żal matki zrobiło gdy zobaczyłem Jej minę (zapytała "jak tam prezenty?", a ja - "no cóż, co mogę powiedzieć" + mina mówiąca "chujowo jak zwykle, ale się przyzwyczaiłem"). Wiem, że chciała dobrze ale...wciąż wydaje mi się że gdyby tylko trochę bardziej zastanowiła się nad tym co lubię, czym się interesuję mogłaby kupić coś lepszego i wcale nie droższego (nie czuję jednak do Niej żalu). Mam nadzieję, że za rok znajdę jakąś wymówkę by się nie stawić na święta (powiedzieć wprost dlaczego nie chce mi się iść nie mogę, bo zraniłbym uczucia osób którym zawdzięczam tak wiele pięknych chwil - babcia, dziadek).

Eh...idę narkotyzować się książkoherbacianym roztworem, ew. dokończę wiersz (sam nie wiem po co).

BTW...ciekawa akcja...
1
2

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

...że niby wyglądasz przystojniej w uniformie?!

Chyba właśnie ;P

P.S. A miejsce pod oknem jest moje i bez dyskusji, jasne? xD