
Wczoraj byłem na koncercie (dane na załączonym obrazku) z Michałem, Aśką i Andrzejem. Nasze
Pogorzelec Barmy Army bawiło się całkiem nieźle...do pełni szczęścia brakowało tylko czegoś z procentami. Co prawda Aśce udało sie wykombinować 2 piwa,ale sama wypiła z połowę a 1 na 3 spragnionych to męka. Nikt nie miał kasy na picie (sam postawiłem M i A bilety i przejazd a Aś dołożyłem) po kupieniu bil.powrotnych zostało nam 52 gr. Nie żałuję wydanych pieniędzy...w zasadzie to jestem trochę z siebie dumny, że zamiast przeznaczyć je na siebie sfinansowałem companieros wycieczkę. Nie można wydać lepiej pieniędzy niż na ludzi na których ci zależy.
No dobra dość chwalenia się ;)...
1 kapela-HGW-jak na mój gust mają 1 dobry utwór "punk na zawsze antyfaszystowski". Grają crusta a to w zasadzie oznacza, że nie idzie zrozumieć o czym śpiewają. A dla mnie teksty są niemal równie ważne co muzyka.
2-Whitman. Mało ludzi się przy nich bawiło. Też mnie jakoś nie rozruszali. Wydawało mi się, że grają lepiej. Tekstowo-śląsk, śląsk i coś tam jeszcze...dwusłowem-nic specjalnego.
3-Infekcja. Yep Ci to dali czadu, aż mnie głowa trochę rozbolała od tego hałasu...a później prawie przysnąłem :). Wokalista ma niezły głos i świetnie nim operuje. Szkoda tylko, że 98% dźwięków to były wrzaski a nie słowa. Za to podobała mi się gra basisty.
BTW...te wszystkie Crusty wyglądają tak samo. Totalny uniformizm-liczne kolczyki (często czarne w tym tunele u mężczyzn), jednolity czarny strój, ćwieki, jeansowe kurtki z obciętymi rękawami (kamizelki), klucze przypinane do spodni (tym samym zaczepem), dready na całej głowie lub crusty, czarne pieszczochy, ćwiekowane pasy, czarne czapki z daszkiem (równiez ćwiekowane) no i naszywki (czarno-białe). Wyglądali jak tzw. czarna armia CRASSu. Zabawne...podobny stopień zuniformizowania można zauważyć u skinheadów. Widocznie radykalne poglądy łączą się z modą (wiem odkryłem Amerykę).
Wracając do relacji...
4-Disorder. Tu był czad xD Stary, prawdziwy punk pełną gębą. Zespół składa się obecnie z trzech mężczyzn (w tym 1 młody-perkusista). Wszyscy wchodząc na scenę mieli już nieźle w czubie. Wokalista i perkusista nie mieli sprzętu a wzięli za koncert 2tys. Wok. przywitał nas "kurwa, przejebane" itd. Co chwilę prosił o piwo, miał problemy z sprzętem i grał na basie jakby się nauczył 3 dni wcześniej. Pluł na kolesia który go wygwizdywał i obrażał (później ów osobnik dostał za to od skina w mordę). Dwa razy zagrali "fuck your nacionanlity",było i moje ulubione "kamikaze" (szkoda, że tak to beznadziejnie brzmi bez basu; czasem przestawał grać i śpiewać, siadał sobie i nie bardzo wiedział co robić dalej). "Rozmawiał" z publicznością, dawał tzw. żółwika, później pił i rozmawiał kto tylko zagadał. Grali fajną muzykę, w końcu słyszałem wszystkie słowa, choć swoją drogą na płytach brzmią o niebo lepiej.
Co do mnie, to wyszalałem się w pogo...jak zwykle cała kumulowana agresja została wyładowana; cudowny jest ten spokój, wyciszenie gdy mnie opuści. Już widzę tę pracę magisterską "Punkowe pogo jako katharsis" :) . Wracaliśmy pośpiechem (23.45), który i tak się spóźnił o dobre 15 min. A w drodze do domu męczył mnie katar i łzawienie z oczu...pieprzona alergia.