"don't walk away...in silence"

czwartek, 29 stycznia 2009

Trzeźwe i/lub czarne spojrzenie.

"Samochodu nie wolności będziesz chciał"

Dziś w "Dzienniku" ukazał się hurraoptymistyczny artykuł dotyczący pokolenia 89. Autor na podstawie badań CBOS wysnuwa tezę, że generacja 89 jest najszczęśliwszym pokoleniem od wielu lat, pokoleniem demokratycznego kraju, efektem liberalnej polityki. Owy rocznik cechuje się chęcią studiowania (co 7 Polak), posiadania domu, założenia rodziny. Jest pewny siebie, ambity, bardziej konserwatywny od poprzednich pokoleń, jego największym celem jest miłość a nie kariera, nie interesuje się polityką (chce tylko by politycy zbytnio nie uprzykrzali życia). "Pokolenie o które walczyliśmy". No dobra, tyle z gazety...

Wszystko pięknie, ładnie, ale...czy na pewno?
Obraz pokolenia 89, jak i 90 do którego należę, a obawiam się też o kolejne roczniki jest dla mnie obrazem egoistycznego społeczeństwa konsumpcyjnego. W niedalekiej przyszłości staniemy się wielką grupą yuppie. W wieku 30 lat będziemy tworzyć społeczeństwo bierne wobec krzywdy ludzkiej i niezdolne do buntu (chyba, że stanie się modny). Niechęć do polityki może doprowadzić do jeszcze większego spłycenia publicznej dyskusji na tematy, które będą przecież obejmować wszystkich obywateli. Już dziś wybory są raczej walką specy od public relations niż sporem o idee, argumenty i wizje. Nie zdziwiłoby mnie wcale gdyby polityka niemal zniknęła z środków masowego przekazu (nie licząc programów typowo informacyjnych). Stanie się bardziej spokojna, wręcz "nudna", nieatrakcyjna dla i tak zmęczonego nią społeczeństwa. Politycy będą przepychać ustawy, których same projekty wywołałyby dziś sprzeciw. Będziemy dowiadywać się wszystkiego po fakcie i co najgorsze...gówno nas to będzie obchodzić...chyba, że ktoś zmusi nas do znaczącego obniżenia standardu życia, bo tylko to jest i będzie dla nas istotne. Staniemy się taką "drugą Rosją" jeśli chodzi o relacje państwo - społeczeństwo. Stopień i skala inwigilacji rośnie na świecie systematycznie i choć w Polsce nie jest pod tym względem najgorzej (patrz choćby Niemcy czy Rosja), to postęp jaki może się dokonać w najbliższej przyszłości budzi we mnie obawy o możliwość adaptacji słynnej powieści Orwella. Uważam pokolenia 89, 90, 91 z dzisiejszej perspektywy za pokolenia "martwe za życia". Nie wnosimy nic do kultury, nie mamy nowych idei czy marzeń, nie chcemy nawet zmienić świata na lepsze. My to MTV, H&M, Nasza-Klasa, Tańce z gwiazdami, seriale, fast foody, gówniane informacje itd. My to pokolenie gardzące emo za sztuczność, pseudo romantyczność, niziny liryczno-ideologiczno-muzyczne i nastawienie na konsumpcję. Nie dostrzegamy, że sami chcemy tylko własnego szczęścia - upatrywanego w niezachwianej konsumpcji. Na starość niektórym uda się odkryć, że niczego nie dokonaliśmy, że bezmyślna konsumpcja nie dała szczęścia. Mam nadzieję, że się mylę.

Na koniec zostawiłem sobie straszne dla mnie pytania - co z sztuką? Jaka będzie jej rola w takim społeczeństwie? Czy muzea, opery i teatry będą zmuszone do podjęcia radykalnych działań by się utrzymać? Czy uda się niektórym sprywatyzować wszystko co się da?

1 komentarz:

Cyprien Kurohata pisze...

A propos kultury...

http://wyborcza.pl/1,75248,6216245,Ameryka_tnie_po_kulturze.html